czas od wczorajszej późnej nocy do dzisiejszego południa, a własciwie już wczorajszego południa (tak późnego, żemożnaby je nazwać raczej wczesnym popoludniem), spędziłam na pisaniu felietonu o współczesnej cudzoziemności.gdy zbliżałam się już coraz bardziej do rozpoczęscia częsci mającej dać podsumowanie problematyki i zakonczenia moich grafomanskich popisów, zatkało mnie totalnie. coś zablokowało mój kanał twórczy, cała wena imasa pomysłów szalejących w mojej głowie i idei konkurujących ze sobą w konkursie o podium najlepszych, wszystko nagle poszło w pizdu. dotarło do mnie, że żaden tekst nie pochłonął takiej ilości mojego czasu, że całość tekstu mogłabym pisać na podstawie wątków autobiograficznych, że to ja jestem obca zawsze i wszędzie. spadł na mnie ciężar cudzoziemności w każdym istniejącym znaczeniu, piętno niewłaściwej osoby w niewłasciwym miejscu i czasie stało się jakby na nowo w tym momencie wypalone, moja bezdomność duchowa wyszła znowu na ulicę. te wszystkie uczucia były czystym szaleństwem. przecież pogodziłam się ze swoim życiem,losem i karmą, chciałam nawet żyć normalnie,tak całkiem po ludzku i w miarę zwyczajowo,a tu jakiś byle felieton odgórnie narzucony wylewa mi wiadro pomyj na mój pusty łeb. 10 bitych godzin spędzam nad tekstem,który był przydługawy już conajmniej 3 godziny temu żeby ze wszystkich sił powstrzymać się od rozpaczy,która siedzi mi w gardle i jesli nie wybuchnie-udusi mnie napewno.chcę wyć nad samą sobą,że od 10 godzin nie potrafię napisać tekstu,który za bardzo mnie dotyka,jakbym cały czas pisała o sobie,chyba jest mi siebie nawet trochę żal.chyba tylko obecność innych osób powstrzymała mnie przez rozpadnięciem sie w krytycznym momencie uświadomienia sobie,że może nigdy nie bedzie własciwego mi czasu i miejsca,że moze nigdy nie poczuję przynależnosci do jakiegos obszaru i nigdy nie odnajdę sie w społeczeństwie,do śmierci będę w swojej chorej pułapce duchowej bezdomnosci i banicji.swój wewnętrzny rozpierdol i monolog zakończyłam pocieszającym "zawsze mogło być gorzej",może i jestem kaleką psychiczno-emocjonalną,ale jestem wciąż jakimś cudem.chyba ten sam cud sprawił,że jeszcze nie wszyscy mnie znienawidzili,niektórzy chyba nawet mnie lubią,a ja staram się unikać eliminacji z mojego życia osób na których mi zależy,a wszystko to oczywiscie miało na celu wyłacznie zrobienie tego im nim oni zrobią to mi.znajomość swoich błędów,schematów ich popełniania i przyczyn takich działań wbrew powszechnej opinii wcale nie powoduje,że te błędy popełniać,że schemat twojego zaburzonego zachowania ulegnie jakiejkolwiek zmianie. zmianie ulega tylko ilość poczucia winy,bezradności i rosnącego poziomu emocjonalnego syfu.
psychicznie od jakiegoś czasu czuję się naprawdę dość dobrze i zadziwiająco-całkiem-zdrowo.oczywiscie nic nie jest tylko białe przy czym całkiem czarne jak najbardziej może być.są chwile kiedy moje pojawiają się moje demony,czasem nawet staję się emocjonalną czarną dziurą,która gdyby była węzem to zjadałaby własny ogon.mimo tego jest mi jakoś lepiej w tak zwanej duszy.jak to mówią-szału nie ma,porywów wszelakich pozytywnych generalnie też brak,ale smutek nie żre mnie tak wściekle i permanentnie jak zazwyczaj.tylko waga leci w dół.własciwie powinno mnie to w oblędzie nawet cieszyć,ale nie jest tak.pełen stoicyzm i poker face z nutą niepokoju: dlaczego moje ciało oszalało?pytanie własciwie idiotyczne,bardzo długo pracowało prawidłowo i na pełnych obrotach w ekstremalnych warunkach.4 miesięczny brak okresu przy anty hormonalnej chyba mnie zaniepokoiło,takiego czegos jeszcze u mnie nie było.
wagi omijam z daleka prawie konsekwentnie od momentu w którym pierwszy raz pojawiła się we mnie wola do walki o siebie.dzisiaj kazałam aniołowi wyciągnąć wagę.ilość kilogramów w ubraniu,wieczorem,z litrem herbaty i ufoludkowo zielonej oranzady- 50,5kg.troche odetchnelam z ulga,jeszcze 50+,a potem mi sie przypomniało,że na tym diabelskim wynalazku powinno się stawać po obudzeniu się,wizycie w wc i na czczo-tak to było w liceum+chec wykonania liposukcji odkurzaczem po takim rytualne codziennym. bielizniana zawsze różniła się srednio ok 2kg od wieczornej... w ciągu najbliższego tygodnia mam poumawianych lekarzy,w koncu jakis rozsądny ruch z mojej strony we własnym kierunku.tak,wciąż chodzę do swojego pediatry,na szczescie doktorka miala opcje pt lekarz rodzinny,ale najpierw morfologia.nielubietegowchuj.gastroskopia byłaby mniej stresująca i omdleniogenna.tylko jest podwójne ale,po jednym od gina i rodzinnego gdy zdecyduje sie powiedziec dlaczego do nich przychodzę.kazania,skierowania,kazanie,nadal jestes ta sama wariatką,masz to na własne życzenie,kolejne kazanie,idz do TAMTEJ poradni,a jesli zamierzasz robić to wszystko nadal,to leczenie mija się z celem.mysl o scenariuszach wizyt jakie mnie juz spotkały skutecznie odbiera chęc na nie.
chyba dokonuję postępów na polu samozachowawczym.dla mnie osobiście to coś niezwykłego.
moze jeszcze kiedys coś ze mnie będzie,chociaż trochę.