18 stycznia 2012, 00:07
znowu kuszenie elektronicznego diabła z wieszchu podszyte zmartwioną ciekawością.znowu mniej.nawet nie jestem ciekawa jak daleko to zajdzie, ostatnie spodnie pasują mi tylko po praniu.pozniej są już bardzo hmmm hipsterskie.tak więc chyba chcąc,nie chcąc jestem trendi chociaż raz.ten styl na kloszarda opierdalającego kontenery z pck ratuje tez wizerunek mojego pucowego-od srodka-polarowego płaszczyka sprzed lat wielu oj wielu,bo jego zakup datowałabym jakos na 6 klasę podstawówki,moze początek gimnazjum.najcieplejsze i rozmiarowo myslałam,że da rade.rodzina jednak mnie przecenila kupując mi wtedy ten spiwór z rękawami w myśl zasady żeby brać większy,bo zaraz będzie za mały jeśli nie wezmie się większego na tyle ile przewidziany był moj przyszły wzrost.tylko kurwa mac,nie przypominam sobie abym w wieku lat 13 czy 14 cierpiała na gigantyzm i 140 cm obwodu w barach.
jutro gin.ten sam ktory pytajac o rozne rozniste dolegliwosci pytajac rowniez o zywieniowe tabu,zawsze otrzymywał stanowcze zapewnienie,ze takowy problem nie dotyczy mnie.juz.albo wcale.i chec podtrzymania tej wersji uspokajając sumienie,ze przeciez w ulotce tabletek takie dzialania nieporzadane wypisuja.oraz,ze jest tam napisane rowniez,ze dwa cykle bez objawow odstawienia to zapierdalasz do tego lekarza,bo moze ciąza.powinni dopisac jeszcze,ze jesli ciebie kretynko plodnosc od dawna juz nie dotyczy to idz sie powiesić,promocja sznurów w ogrodniczym wiecznosci nie będzie przeciez trwała!samo przyznanie sie dotego wszystkiego nie tym lekarzom jacy byli gdzie indziej,byli do leczenia popierdolenia i tylko na czas leczenia,adios nigdy wiecej sie nie spotkamy...wstyd mi kurwa za siebie.
morfologie i inne chujologie leżą odłogiem jak leżały.bo przeciez sesja zimowa.po za pozno wstałam.bo nie poszłam spać.bo nie chce przed lekarka-od-zawsze powiedziec,ze mam problem od tylu lat,ze nagle wyjasnia sie wszystkie moje tajemnicze przypadki z ostatnich lat kiedy bywałam tu tylko przejazdem i wypierdalało mi zoładek i pozostałe wnętrzności od rzygania i/lub od speeda i/lub koksu zeby nie rzygac, zeby miec chociaz pozory kontroli nad czymkolwiek w swoim-jak czas pokazał-wysoce załosnym egzystowaniu
zawiodłam wszystkich łącznie z samą sobą na czele tej parady.
często czułam sie i nie wiem dlaczego wciąż czuję sie winna,że osoba kiedyś mi najbliższa wzięła sobie mnie za ideał i wzór do naśladowania,że zaczęła miec problemy z kompulsami i samoakceptacją.czuję się winna,żę to szaleństwo jest zarażliwe.i trochę za to,żę nie pokazałam jej jak uczyć się kochać samą siebie i to bynajmniej nie ciało,które jest tylko narzędziem,ale to na co jest pojemnikiem.za to,że wściekłość i bezsilność sprawiły,że kierowała mną furia i również posunęłam się za daleko,że robiłam tak żeby bolało najmocniej,a jak ranic to na wylot.to nie jest do końca tak,że wyprało mnie z emocji,że nie przeżywam takich rzeczy.przeżywam,nieraz mocno,zawsze sama i nie powiem o tym,nikt nigdy nie będzie wiedział o tym co się we mnie dzieje i nigdy nie dam tego z siebie odczytać.czuję się winna za wiele spraw,za swoje słowa na koniec,ale doskonale wiem,że nie tylko ja przekroczyłam pewne granice,że to rozstanie było chyba jednak słuszne,a nic z niczego się nie wzięło.szczególnie wina mimo wszystko czuję się za klątwę prób duchowego wygnania samej siebie ze środka.za to,że byłam zapalnikiem do wejscia na taka drogę,nieświadomie w dużej mierzei mimo wszystko mam nadzieję,ze nasze rozstanie zaowocuje nienawiścią zarówno do ludzi jak i zjawiska kiedy choroba głodnej duszy zjada siebie samą wraz z ciałem lub,że znienawidzi cały ten obłęd siedzący w głowie i rozpełzający się po ciele,bo będzie kojarzył się jej ze mną.
mimo wszystko,pozorom i nawet trochę samej sobie,życzę jej najlepiej,dopoki nie rozpadła się w całokształcie swojego istnienia i swojego życia,niech walczy wciąż,teraz,natychmiast,bo zazwyczaj kiedy chce się podjąć w końcu walkę,wtedy nie ma już o co.