23 stycznia 2007, 19:18
"prawdziwa milosc nie istnieje",ale czy moze istniec falszywa?
wszystko co kocham niszczy mnie.nie chce sluchac,ze wiecznie cos mu otruwam.nie chce znosic jego kolejnych milostek i fascynacjinie jestem matka boska cierpliwa,RZYGAM KURWA TYM .
odrzucenie wszelkich emocji nie daje takiego efektu jakbym sobie zyczyla,po miesiącu przychodza dwa dni w ciagu ktorych mam ochote sie powiesic i nie potrafie przestac.
cos we mnie odzylo tylko nie wiem po co.po co teraz?nie mam ochoty,czasu ani sil na kolejne ciosy.
nie mam ochoty na drugie miejsce.
nie mam ochoty na wysluchiwanie tego jak to ma dosc,jak to utruwam zycie,jak w go tlamsze,jak go mecze,jak go ograniczam.
nie mam ochoty psuc mu zycia,zycie jest za krotkie.
nie mam ochoty plakac.nie mam ochoty krwawic.nie mam ochoty byc.nie mam ochoty trwac.nie mam ochoty oddychac.nie mam ochoty widziec.slyszec.czuc.czytac.
game over
nie mam ochoty ogladac przedstawienia kiedy on macha ogonkiem na kazde przymilne slowo jakiejsinternetowej pizdeczki.
nie wierze w miłość.
nie wierzę w piękno.
nie wierzę w bogów.
nie wierzę w Ciebie.
nie wierzę w Nas.
nie wierzę już w nic.
moze jeszcze tylko w słonce wschodzące kazdego dnia