19 stycznia 2010, 02:47
do niedawna sen był antidotum na wszystko,zarowno na zlo swiata,tesknote,niepewnosc,byl sposobem na radzenie sobie z czasem,dawał ulgę w swoim niebycie.był lekiem na wszystko.
tylko co teraz kiedy nie potrafię spać bez niego?
jak radzić sobie z chroniczną pustką?
chyba po raz pierwszy w życiu czuję się poskładana chociaż świat stanął na głowie.
to chyba dlatego,ze stanęłam razem z nim.
od kiedy jestem szczesliwa stracilam kilka kolezanek,ktorych ulubionym zajeciem jest pławienie sie w smutku i wzajemne ciągnięcie się na depresyjne dno.
ale na to nie narzekam,narzekam jedynie na internet,czas,bezsennosc i pogodę,bo marznę kiedy zostaję sama.