15 czerwca 2010, 17:06
moj byly w fazie najwiekszej nienawisci do mnie mial jednak racje,jestem typowa kochnka,mozna mnie kochac na poziomie potrzeb,mozna pokochac cialo i wyuczona niemalze na pamiec postawe wzgledem meskiego ego,mozna kochac seks ze mna,ale nie mozna mnie pokochac na poziomie mentalnym,moje wariactwo jest załosne i nie do wytrzymania dla nikogo ze mną na czele.
''a pill to make you anybody else' jak spiewal mm,ale magiczne pigulki skonczyly sie ponad miesiac temu,minal okres poltrwania i znowu nie moge wstac z lozka,zasypiam z nadzieja na nieobudzenie sie,wszystko przytlacza na przemian z byciem obojetnym,zniechecenie wraz z biernoscia wobec wlasnego losu pozostaje najsilniejszym akcentem kazdego dnia.i znowu coraz ciezej nakladac usmiechnieta twarz tej drugiej siebie.niemalze fizycznymi oczami widze zabryzgane krwia kafelki ,czuje spowalniajaca sie akcje serca i to straszne zimno z nadzieja,ze nie bede juz niczym musiala byc.
co najdziwniejsze,w takich momentach nie mysle wcale o nikim bliskim,bo takich osob nie mam,swiadomie je odtracilam,robie tak z kazda osoba,ktora pozna mnie od tej strony.mysle wtedy o A. ,najblizszej mojemu sercu,o osobie ktorej nigdy nie widzialam,a wydaje sie byc moim duchowym blizniakiem.
moze to czas upadku ksiecia z bialego konia,a moze moje demony same go z niego zrzucają.piję wino i płaczę,a wlasciwie wyje jak ranne zwierze z bolu fizycznego i tego gorszego,gdzies w srodku,wydawalo mi sie,ze zabiłam sie wewnetrznie juz dawno,ale jak na zlosc to odrasta jak łeb u hydry.
tak,przeciez wszystko jest dobrze,tylko mi jak zawsze jest zle,bo moje urojenia nijak maja sie do rzeczywistosci.
poznaje mnie z najprawdziwszej strony i juz teraz wiem,ze tę częsc mnie znienawidzi,nie wytrzyma prawdziwej mnie.
perfect self sick destruction
boli całe ciało,zaczynam chorować sama na siebie
moj brzuch jest cmentarzem