Archiwum 18 stycznia 2010


the perfect drug
Autor: kochanka_diakona
18 stycznia 2010, 02:45

życie w wielkim odliczaniu, czas stał się wartością wręcz matematyczną-bezwzględną.

rozstania stają się boleśniejsze.

misja dnia : nie rozkleić się przy tym na części pierwsze jak zamokła, klejona książka , a w środku rozpacz od kilku godzin spychana najgłębiej jak się tylko da.

 

najgorsze są noce,kiedy zostaję sam na sam ze swoimi myślami,a one atakują mnie,jak na złość, gdy już właściwie śpię. na siłę otwierają mi oczy,wplątują się we włosy i wkładają nie swoje słowa,w nie swoje usta.

poranki nie należą do łatwiejszych pór dnia,przeważnie po nocnej gonitwie mysli nie potrafię podnieść głowy z poduszki, waży chyba tonę,z powiekami z reguły również nie jest lepiej. zszywa je jakaś niewidzialna siła,która chce mnie uchronić przed całym dniem i kolejną nocą.

najłatwiej byłoby zapaść w sen zimowy, przeczekać wszystko ,wegetacja nie wydaje się być najgorszą możliwą opcją wyboru, przynajmniej na chwilę obecną.

 

mimo iż nadal nie jestem w stanie odpowiadać na pytania o jutro, z podniesioną głową przed siebie patrzę.

dopamina i fenyloetyloamina napędza moją krew. najprawdopodobniej właśnie to pozwala mi wstać każdego dnia.

smutek obezwładnia i każe padać na kolana. już nie pielęgnuję smutku,staram się wystawić go raczej na pożarcie, nie jest tak łatwo jak się spodziewałam więc należy podejść do tego z innej strony. o odwrocie nie ma mowy.

 

zapamiętać

uczyć się na błędach

nie popełniać tych samych

nie wybaczać ich popełniania

 

czasem kilka godzin pozwala naładować baterie na kilka dni, daje siłę byc trwać, żyć czy poprostu istnieć.

znowu za dużo myślę, a myśli nie dają spać, gdyby móc złożyc je w jeden spójny obraz.

w mojej głowie wojna, a ja wywieszam poddanie świeżo wybielone.

 

np. ramona rey - skarb