10 grudnia 2009, 00:33
bez zastanowienia przyznaje sie
"tobie wystarczy tylko kutas miedzy nogami i bycie obiektem kultu.powinni wydrukowac banknot z twoja podobizna i bylabys happy'
no oczywiscie.prawde mowiac,to naprawde urzeczywistnienie marzen.wlasciwie zadna kobieta nie potrzebuje wiele wiecej.
bo przeciez moje zainteresowania kraza wokol patologii stosowanej.przeciez sypiam z wlasnym bratem.przeciez sypiam z kobietami i mezczyznami.jednoczesnie.bo przeciez powiedzialam-po co mam ogladac jednego penisa cale zycie skoro moge miec je wszystkie.
i mow co chcesz,mow,ze mnie znasz i wiesz o mnie wszystko.nigdy nie dowiesz sie co jest prawda,a co fikcja.
a ja nie potwierdzam ani nie zaprzeczam,jak zawsze ;)
_________________________________
patrzac na ludzi dookola zastanawiam sie czy napewno jestem z tej planety czy moze raczej jestem rozbitkiem z innej galaktyki.ja rozumiem,takie kwestie jak milosc kazdy pojmuje inaczej,ale bedac obserwatorem ludzi otaczajacych mnie doznaje obrzydzenia.
dla mnie kocham oznacza tyle co chce z toba umrzec,chce wyjechac z toba na krawedz swiata,chce tylko ciebie.
najwyrazniej sprawy zwiazane z owym czarodziejskim slowem i cala systematyka zwiazkowa powszechnie traktowane sa inaczej tzn jako kupa zaklamanego i nic nie wartego gowna.
a dla hetero mezczyzn mam juz mniej szacunku niz kiedykolwiek mialam.
za niedlugo chyba zaczne wierzyc w slowa mojej matki,ze mezczyzni roznia sie od siebie tylko nalogami i dlugoscia penisa.
złosc wylewa mi sie porami w skorze z powodu pewnej zaistnialej sytuacji.
na wszelki wypadek powinno sie zabijac ewentualnych kandydatow na towarzysza reszty zycia zanim ustali sie monogamicznosc wylacznie umowna danej pary.
zreszta,wiazac sie z kimkolwiek,w domysle chyba sie zaklada,ze chcialoby sie cos wiecej niz miesiac,dwa,rok,a potem zegnaj ,skonczylo sie love story,chce powiewu swiezosci.
czyli zwiazkofobem pozostaje nadal,a zdarzenia z ostatniego tygodnia tylko mnie utwierdzaja w tym.
_________________________________________
moze chcialabym mu ufac.
ale ja w nic nie chce wierzyc. n i e t e r a z.
bo utrata wiary boli,a ja jestem juz wypalona,nie mam sily ani miejsca na kolejny noz w plecy.
i czasem,zwlaszcza poznym wieczorem kladac sie spac,mam dosc zycia dniem dzisiejszym.
chociaz na codzien,na ogol-nie pytaj mnie o jutro,to jak za sto lat.
a moze jednak da mi wiare i pokaze,ze warto.
tylko czy ja jeszcze potrafie?
jestem jak dzikie zwierze,ale przeciez nie kazde mozna oswoic,a jesli sie to uda,to jak mawial maly ksiaze 'jest sie odpowiedzialnym za to co sie oswoilo' czy cos w tym stylu.
__________________________________________
jestem jedna wielka,dwubiegunowa sprzecznoscia,sama juz nie wiem czego chce,chcialabym ,ale sie boje i boje sie ze bede chciala.
naucz mnie zyc od nowa.
"sama jestem sobie winna
jestem inna niz powinnam
poza normę wystrzelona
i w y k o l e j o n a"