16 grudnia 2004, 21:34
sprostowanie do poprzedniej notki.lecze sie psychiatrycznie,ten blog jest jedną z wielu form mojej terapii,cięcie sie jest w sumie przeszłoscią chyba,ze chce zwrocic na siebie uwagę i pokazac jak bardzo cierpię.
do fajnej osobki ktora dała mi komentarz do poprzedniej:odezwe sie jak tylko bede miała więcej czasu,aktualnie brak mi go notorycznie:(,postaram sie jak najprędzej.
zbliza sie weekend-impreza za imprezą,a kamila sie uczy przed kazdą.zdawanie wszystkiego na ostatni moement oto moj sposob.niekoniecznie dobry.
pees.znowu spierdoliłam sprawe.znowu przez dragi-było minęło,ale wiem,ze osoba na ktorej mi zalezy...(i tu zeby nie bylo-zakochana nie jestem,raczej z uczuc wyprana,chodzi mi o 2 moich przyjaciół,płec nie gra roli),widze,ze znowu ma mi cos za złe.cos.i ja wiem co.jedna osoba uspokajała w narkotykowym szale,druga była poźniej i widziałam łzy.nie widziałam zeby ktos tak płakał przeze mnie.po raz pierwszy czułam sie tak winna,zeszmacona itepe.w pewnym momencie chciałam podejsc do m. i przytulic go,kochany nie płacz,to nie twoja wina,to tylko ja krzywdze wszystkich dookoła-sama sie wykanczam,mam do tego prawo.nie mogę ci przyzec,ze nigdy więcej nie zrobie kilku rzeczy.za bardzo to lubie i ty dobrze o tym wiesz.wiem,ze wkrotce sama podam ci ten adres,moze nawet dzisiaj,w koncu jestes zawsze najblizej.wczoraj umierałam i nie chcialam zeybs to widział,ale ty i tak przyszedłes.chciałam cie wyrzucic za drzwi-idz juz,nie patrz teraz na mnie,jestem najprawdziwsza,nie patrz na mnie bo zaczyna mnie to bolec.patrzysz sie na mnie tak jak tego nie lubię-czuje jak twoj wzrok wypala we mnie dziury.chcę się schowac,ale ty trzymasz mnie na smyczy,kazesz mi patrzec w oczy.nienawidzę cie za to wiesz?