inside-outside
08 grudnia 2010, 14:11
ostatnie dni minely pod szyldem rozczarowania,chcialam podciac sobie zyly,bo z otraucia sie nic by nie wyszło,zostałam sama kiedy potrzebowałam go najbardziej.własciwie pozbyłam się złudzen,dotarła do mnie rzeczywistość i nic nie będzie takie samo.
pozornie jest ok,ale brakuje mi bliskosci,brakuje mi pożądania,brakuje mi wszystkiego co fizyczne i nie umiem oddzielic ciałą od duszy.jesli potrzeby ciała sa ciagle odkladane dalej,nie umiem byc z kims bliko duchowo,staje sie dla mnie coraz bardziej obcy,staje sie tylko przyjacielem,bo z przyjaciolmi przeciez nie sypiam,ani oni nie chca sypiac ze mna.
czuję sie jak potwór.tłuste,nieatrakcyjne monstrum,ktorego po roku nie chce sie przeleciec nawet za milion dolarow.ale przeciez wszystko jest ok,prawda?nie bede inicjowala juz nic,szansa na powodzenie jest jak 1 na 6.na sama mysl,ze znowu ma cos wyjsc ode mnie,a nawet jesli nie ode mnie jakims cudem to,ze ja mam sie tym zajac,demotywuje mnie to na tyle,ze zyje w celibacie i jestem zmierzla,sfrustrowana brzydka baba.
chyba nie da sie byc z kims do konca zycia nie bedac obiektem seksualnym.rozumiem,po 10 latach.
tak czy siak,moze ze mna cos nie tak,ze mam 21 lat,ze mi sie chce,ale przez braki na tej płaszczyznie zle mi sie dzieje w glowie i widze rosnac w lustrze monstrum.
moze wlasnie tak jest,jestem obrzydliwa.
biorac pod uwage taka opcje od jakiegos czasu znowu sie glodze,zbijam wage jak sie da,albo schudne albo umre chudnac.po ostatnich zdarzeniach juz mi wszystko jedno.moge zdechnac ,bo i tak nikt tego nie zauwazy i niestety taka jest prawda.
dzisiaj pierwszy "obiad" od tygodnia,szpinak zmiksowany z gotowanym kurczakiem,po serku rano byly wyrzuty sumienia,wiec ta zacna potrawa bedzie rozlozona na dwa dni.
jedyne w czym jestem dobra to w niszczeniu siebie.gdy czuje sie niekochana,staje sie mistrzem w niszczeniu wszystkiego dookoła.
znowu nie umiem wytrzymac z sama soba.
zdychaj pasztecie.
chodzace zaburzenie.
bogu to ja nie wyszłam.
Dodaj komentarz