Archiwum grudzień 2004


tak sie rodzi nienawisc
Autor: kochanka_diakona
18 grudnia 2004, 23:59

jestem zla/zawiedziona/wsiekla/smutna(niepotrzebne skreslic).mnie sie tak nie traktuje.mnie nie wolno ignorowac,za kazdym razem nie moze ci cos 'wypasc'(pozniej conajwyzsej moge pomoc wypasc twoim zębom),trzeba czasami byc ze mną,przy mnie.a pozniej nie narzekac,ze nic nie mowie(bo nie m o czym jesli nie ma zadnych wspolnych wsponien chociaz),ze nic sie o mnie nie wie(bo jak chce cos powiedziec to nadajesz jakby cie ktos nakręcił).i jeszcze 'moglyscie poczekac'-mogles dojechac bejbe,twoj problem.a szkoda,ze cie nie bylo chociaz nie jestem pewna tego czy przypadkiem nie znienawidzilbys mnie za kilka rzeczy ktore wczoraj na tej imprezie robilam.w pewnym sensie byłby to test czy wytrzymasz mnie.nie wytrzymałbys.wiec moze i lepiej dla ciebie.teraz jestem na ciebie zła,bede krzyczec i tupac nogą,bo znowu nie jest tak jak ja tego chce,mam dosc krętactw,wiecznego odwoływania czegos na ostatnia chwile.wiec pa pa temu panu mowimy,niech zyje swoimi waznymi sprawami a inny dupy nie truje.

'próbując obojetnie-patrząc w górę lecę w doł.niewazne jak będzie.nic już nie ma kiedy rozum płonie,nic już nie zatrzyma biegu fali' z kontekstu wyrwane.

'W sercu nie sama miłość mieszka /Tutaj współczucie jest i litość /Pozbawiona serca jestem jakże lekka/Atakuję miękko i jak motyl cicho /Śmierć z miłości - najpiękniejszą z kobiet /Na pożegnanie dam Ci właśnie teraz /Uciekaj, uciekaj - woda zgasi płomień/Nic nie boli gdy serca już nie mam'-tak cos kolo tego,co do milosci do nawiązanie do czegos zupełnie innegio,czegos co zdechło juz dawno.

kilka(raczej wiekszosc)slow skierowana do konkretnej osoby-ta osoba wie i jesli raczy kiedykolwiek to przeczytac to niech wie,ze ja nigdy nie zapominam('odsłonisz serce wtedy ja uderzę',cos ci to powinno mowic,ale co tam-ja tylko ostrzegam,nie wierz za bardzo w to ze jestem dobra.bo jestem do czasu.a ten czas jest niezwykle krótki).tak więc zanim zrobisz cokolwiek zastanow sie kilka razy.mnie sie tak nie traktuje.jestem obrazona,focha numer pięc,księżniczka poszła sobie.

PeEs.jesli nie wiesz co mi kupic pod choinke to masz do wyboru sztylet/nowego cyfraka/zapłac mi za kolczyk nowy(i nie pytaj gdzie)/pierscionek z chamskimi maskami/gorset(koinecznie skorzany,moge nawet podac ci adresy sklepow w jakich takie są)/wiedźmowatą suknie(suknie-nie sukienke)/nowy ankh(jakby byl z taka jadną panią w srodku lub ametystem to juz masz pewnosc,ze biore z tąbą slub-a poza tym wcale nie jetsem materialistką tylko entuzjastyczną realistką na psychotropach) (ta lista moze się powiększac,są jacys chętni do kupienia mi czegokolwiek z tego co wymieniłam?)

z małych kawałków składam się,a każdy...
Autor: kochanka_diakona
16 grudnia 2004, 21:34

sprostowanie do poprzedniej notki.lecze sie psychiatrycznie,ten blog jest jedną z wielu form mojej terapii,cięcie sie jest w sumie przeszłoscią chyba,ze chce zwrocic na siebie uwagę i pokazac jak bardzo cierpię.

do fajnej osobki ktora dała mi komentarz do poprzedniej:odezwe sie jak tylko bede miała więcej czasu,aktualnie brak mi go notorycznie:(,postaram sie jak najprędzej.

zbliza sie weekend-impreza za imprezą,a kamila sie uczy przed kazdą.zdawanie wszystkiego na ostatni moement oto moj sposob.niekoniecznie dobry.

pees.znowu spierdoliłam sprawe.znowu przez dragi-było minęło,ale wiem,ze osoba na ktorej mi zalezy...(i tu zeby nie bylo-zakochana nie jestem,raczej z uczuc wyprana,chodzi mi o 2 moich przyjaciół,płec nie gra roli),widze,ze znowu ma mi cos za złe.cos.i ja wiem co.jedna osoba uspokajała w narkotykowym szale,druga była poźniej i widziałam łzy.nie widziałam zeby ktos tak płakał przeze mnie.po raz pierwszy czułam sie tak winna,zeszmacona itepe.w pewnym momencie chciałam podejsc do m. i przytulic go,kochany nie płacz,to nie twoja wina,to tylko ja krzywdze wszystkich dookoła-sama sie wykanczam,mam do tego prawo.nie mogę ci przyzec,ze nigdy więcej nie zrobie kilku rzeczy.za bardzo to lubie i ty dobrze o tym wiesz.wiem,ze wkrotce sama podam ci ten adres,moze nawet dzisiaj,w koncu jestes zawsze najblizej.wczoraj umierałam i nie chcialam zeybs to widział,ale ty i tak przyszedłes.chciałam cie wyrzucic za drzwi-idz juz,nie patrz teraz na mnie,jestem najprawdziwsza,nie patrz na mnie bo zaczyna mnie to bolec.patrzysz sie na mnie tak jak tego nie lubię-czuje jak twoj wzrok wypala we mnie dziury.chcę się schowac,ale ty trzymasz mnie na smyczy,kazesz mi patrzec w oczy.nienawidzę cie za to wiesz?

wykrzyczec krwią tego czego nie da się...
Autor: kochanka_diakona
15 grudnia 2004, 21:21

tak mamo-ja ciebie tez,ale nie patrz się już na mnie,wyjdz z mojego domu.dajcie mi zyletkę.głową o kafelki.rzut czymkolwiek o długosc pokoju.i na scianie.w sufit.histeria dusi i przegania logiczne myslenie.rozcięta ręka.płacz,chyba mój,krew kapie na ziemie.mamo ja ciebie tez,mamo nie jestem wariatką,zrozum to.mamo,nie-nie za ta ręke,popatrz.MAMO JAK KRWAWIĘ.nie slychac krzyku.szybkie kroki-wyszła.oddech coraz płytszy,gwałtowny.mamo dlaczego wychodzisz?kamilko ty jestes chora,zobaczymy sie kiedy wyzdowiejesz.mamo przeciez wiesz,to kłamstwo.jesli wyzdrowieje znowu mnie zostawisz.zamknij się wariatko!nie,bede mowiła to co uwazam za słuszne.mamo,nie tak mocno,nie tutaj,nie-i wyrwał sie okrzyk bólu.nie za tą ręke,popatrz twoja we krwi,nie tutaj.stoje i krzycze,łzy spadające z policzkow mieszają sie z  krwią z porozcinanej reki-nie potrafisz do mnie dotrzec,bo chociaz ciałem jestem tutaj to duszą 10 metrów od tego miejsca.mamo odsun sie ja nie chcę cie skrzywdzic.wyszła...MAMO JA NADAL KRWAWIĘ

bezsens i chaos rządzi w mojej głowie,ataki histerii i histerycznego szału powracają.jest mi źle.

lady bitch
Autor: kochanka_diakona
13 grudnia 2004, 21:50

obsesyjnie pragnę czyjej bliskosci-odrzucam ją z każdej mozliwej strony.

tak wiem,tak ci było dobrze,moje piersi były stworzone dla twoich dłoni,moje usta za gorące-teraz wychodzisz po cichu gubiąc samego siebie,bo wyssałam ci duszę.jak slicznie potrafisz mówić,masz usta-masz też język,zrób z tego użytek.jesteś w posiadaniu oczu ktore błądzą po moim ciele z coraz większa dokładnością,wszystko staje się bardziej wyraziste-wręcz przejrzyste.a ja?a ja siedzę cicho lub krzyczę jak sie tylko da,skromnie spuszczam oczy lub prowokuje.
jestem twoim przekleństwem,najsłodszym jadem.już sie nie uwolnisz.nie teraz.
podejdz blizej i poczuj jak delikatną mam skore,jak łatwo wbijają sie w nią zęby,jak po paznokciach zostają na niej pręgi(tak,kochanie,nie tutaj,bo ktos jeszcze zobaczy,nie chcę się obnosic z tym co robie gdy nikt nie widzi).zobacz nadgarstki na ktorych juz tak długo nie pojawiały się zadne nowe nacięcia,oczy z ktorych znika kolor-staja sie przeźroczyste.wszystko koloru krwi oprócz mojej krwi,bo moja krew to tak naprawdę moje łzy.
podejdz do mnie teraz ,daj mi to czego chcę.nie pytaj się czego-sam wiesz najlepie-te wszystkie opowiesci snute nad ranem gdy resztki twoich snów wciąż wiszą w powietrzu,gdy dotykam ich opuszkami i smakuje końcem języka.mam oczy-ustami poznaję cię najlepiej.

(i jeśli ktos rozszyfruje co i jak...serdecznie gratuluje,z mojej strony koniec na ten temat;)

niech ktos wygłaszcze ze mnie całą złość.na...
Autor: kochanka_diakona
10 grudnia 2004, 21:36

kiedys zbudujemy nasz dom-wtedy tak mowiłam.dzis dodaje-wtedy rozpierdole ci cegłą łeb.

moja skora az się sama prosi by ją zmasakrować.blizny,blizny,blizy.i tnij mocniej.częsciej.głębiej.nadgarstki na ktorych nie pojawiły sie już dawno żadne nacięcia.oczy ktore czasem przybierają normalny kolor.i dusza,jesli taka istnieje,roztrzęsiona.i wieczne wypieranie się uczuc.bo miłość jest debilna.ale kazdy chce byc szczęsliwym debilem.

tak kama.masz rację.i wszędzie pozostawiasz slady wsciekłej suki.rozwala cie od srodka.cicho...on juz nie wroci,nie skrzywdzi cie juz nigdy-nikt.obiecuję ci to.blizej tu jestem,czekam na ciebie z otwartymi ramionami i maczetą.zrozum sens najprostszych słównie.nie lubię.nie lubię zderzac się z tym co było.to nie dla mnie.wyrzucam swoj bol,rzucam go na innych,zatruwam ich swoim jadem.

kradniesz mi duszę-ty mozesz

'zobaczysz jak woół krew,usłyszysz głos pełen łez(...)i ruszysz znów drogą swą...'

smieszne to az,bo upadam w samotnosci,gdy nikt nie widzi chce przerwac cienką skore,malowac bolem.chciałam zbyt wiele,chciałam wszystkiego.dzis nie chcę nic.chcę zasnąć,nie obudzic się,niech ten sen trwa.niech się wywyzsze lub pogrąże.ale juz bez tej pustki ktora wciąga mnie do srodka.nie moze byc ciągle dobrze,przez większosc czasu jest gorzej niz zle.ale spokojnie.nowe kawałki metalu w moim ciele to moja forma terapii.wyciągnęłam większosc tego by nie przypominac sobie.

21 grudnia byłby rowny rok.nigdy bym tego nie chciała.dobrze,ze skonczyło się to wystarczająco szybko.chwała mojej głupocie i nawinosci,bo nigdy nie kochałam go,byłam z nim zeby uspokoic zdeptaną dume.i przyszło mi z tego tylko tyle,ze zostałam okrzyknięta sekciarą ktora tak wykorzystała kogos.

'kolejny raz zakrywam twarz,niewypowiedziany słow melodia trwa i nienawidze wiedziec,ze z dwojga nas juz tylko ja.prez zamknięte oczy widze jak(...)i czuję twoją na w pół zimna twarz,biegam krzycze to nie ja,to nie ja.(...)zapominam ciebie nawet w snach,gwiazdy moich oczu tracą blask,kolejny raz,kolejny raz-skrywam swoją twarz'

więc zegnaj kama,marzycielko z samotnych chmur...